AI przed sądem. Globalny krajobraz praw autorskich w erze algorytmów
W marcu 2025 roku Sąd Apelacyjny Dystryktu Kolumbii wydał przełomowe orzeczenie w sprawie dr. Stephena Thalera, który domagał się uznania praw autorskich do obrazu „A Recent Entrance to Paradise” – dzieła, którego autorem miał być nie człowiek, lecz system sztucznej inteligencji o nazwie Creativity Machine. Sąd oddalił jego żądanie, podtrzymując wielowiekową doktrynę, że tylko istoty ludzkie mogą być autorami w rozumieniu prawa autorskiego. To orzeczenie stanowi zaledwie wierzchołek góry lodowej fundamentalnych pytań prawnych, które sztuczna inteligencja stawia przed współczesnym systemem ochrony własności intelektualnej.
Wprowadzenie: Kiedy maszyna staje się twórcą
Rozwój generatywnej sztucznej inteligencji w ostatnich latach przekształcił abstrakcyjne dylematy filozoficzne w palące problemy praktyczne. Systemy takie jak DALL-E, Midjourney czy ChatGPT codziennie tworzą miliony obrazów, tekstów i kompozycji muzycznych, które pod względem jakości i oryginalności często dorównują lub przewyższają dzieła ludzkie. Ta technologiczna rewolucja zmusza nas do przemyślenia na nowo podstawowych założeń prawa autorskiego, które przez wieki opierało się na prostym założeniu: twórczość jest domeną wyłącznie ludzką.
Szkoły myślenia o prawach autorskich AI
Doktryna ludzkiego autorstwa: ortodoksyjne podejście
Dominująca w większości jurysdykcji doktryna ludzkiego autorstwa traktuje sztuczną inteligencję jedynie jako narzędzie – wyrafinowane, ale wciąż narzędzie – podobne do pędzla w ręku malarza czy aparatu fotograficznego. Stany Zjednoczone, będące bastionem tego podejścia, konsekwentnie odmawiają rejestracji praw autorskich do utworów generowanych autonomicznie przez AI. U.S. Copyright Office w swoim raporcie z 2025 roku jednoznacznie stwierdza, że konstytucyjna klauzula o prawach autorskich, mówiąca o „Authors”, odnosi się wyłącznie do istot ludzkich.
Argumentacja prawna opiera się tu nie tylko na literalnej interpretacji przepisów, ale także na głębszych założeniach filozoficznych. Prawo autorskie, jak argumentują zwolennicy tej doktryny, ma na celu stymulowanie ludzkiej kreatywności i chronienie inwestycji intelektualnej człowieka. Przyznanie praw autorskich maszynom byłoby zaprzeczeniem tej fundamentalnej logiki – maszyny nie potrzebują zachęt ekonomicznych do tworzenia, nie doświadczają satysfakcji z uznania swojej pracy, nie cierpią z powodu plagiatu.
Paradoksalnie, ta pozornie konserwatywna doktryna prowadzi do radykalnych konsekwencji praktycznych: utwory generowane przez AI automatycznie trafiają do domeny publicznej, stając się dobrem wspólnym ludzkości. To rozwiązanie, choć eleganckie w swojej prostocie, budzi kontrowersje wśród przedsiębiorców inwestujących miliardy w rozwój systemów AI.
Doktryna work-for-hire: korporacyjna perspektywa
Niektórzy prawnicy proponują zastosowanie do utworów AI doktryny pracy na zlecenie, dobrze znanej w kontekście stosunków pracowniczych. W tym ujęciu prawa autorskie automatycznie przysługiwałyby pracodawcy lub zleceniodawcy systemu AI. To rozwiązanie wydaje się naturalne w kontekście korporacyjnym – gdy pracownik używa firmowego systemu AI do stworzenia treści marketingowych, prawa należą do firmy.
Jednak doktryna ta napotyka fundamentalną przeszkodę: zakłada istnienie ludzkiego twórcy zatrudnionego lub działającego na zlecenie. Gdy system AI działa w pełni autonomicznie, brakuje tego kluczowego elementu ludzkiego, co czyni zastosowanie doktryny problematycznym, jeśli nie niemożliwym.
System sui generis: rewolucyjna propozycja
Rosnąca grupa akademików i praktyków postuluje stworzenie całkowicie nowego systemu ochrony prawnej, dedykowanego specyfice utworów AI. Ukraina, jako pierwszy kraj na świecie, wprowadziła w 2022 roku taki system dla utworów generowanych bez udziału człowieka, stając się prawdziwym laboratorium prawnym dla reszty świata.
System sui generis oferowałby krótszy okres ochrony (typowo 10-25 lat), inne kryteria przyznawania praw i mechanizmy dostosowane do specyfiki technologii AI. Jego zwolennicy argumentują, że próba wtłoczenia twórczości maszynowej w ramy stworzone dla ludzi jest jak próba założenia dziewiętnastowiecznego prawa konnego na samochody – możliwa, ale nieefektywna i prowadząca do absurdów.
Precedensy sądowe kształtujące przyszłość
Ameryka: od małpy do maszyny
Sprawa „małpiego selfie” (Naruto v. Slater, 2018), choć pozornie komiczna, ustanowiła kluczowy precedens. Gdy makak Naruto wykonał serię autoportretów aparatem fotografa Davida Slatera, organizacja PETA wystąpiła w imieniu małpy o prawa autorskie. Sąd kategorycznie stwierdził, że zwierzęta nie mogą posiadać praw autorskich, wzmacniając doktrynę wymagającą ludzkiego autorstwa.
Ten precedens stał się fundamentem dla późniejszego orzeczenia w sprawie Thaler v. Perlmutter (2023-2025), gdzie sądy konsekwentnie stosowały tę samą logikę do systemów AI. Orzeczenie to, choć krytykowane przez niektórych jako hamujące innowację, ustanowiło jasną linię: w Stanach Zjednoczonych autorem może być tylko człowiek.
Chiny: pragmatyzm Państwa Środka
Chińskie sądy przyjęły zaskakująco elastyczne podejście. W przełomowej sprawie Tencent v. Yingxun (2019), Sąd w Shenzhen przyznał ochronę prawnoautorską artykułowi wygenerowanemu przez system AI „Dreamwriter”. Kluczowe było stwierdzenie, że choć bezpośrednim „autorem” był algorytm, to zaangażowanie człowieka w proces twórczy – poprzez programowanie, określanie parametrów i nadzór – wystarczało do przyznania ochrony.
Jeszcze dalej poszedł Sąd Internetowy w Pekinie w sprawie Li v. Liu (2023), ustanawiając szczegółowe kryteria dla ochrony obrazów AI. Sąd wymagał wykazania czterech elementów: osiągnięcia intelektualnego, oryginalności wyrażonej przez spersonalizowane wybory użytkownika, konkretnej formy wyrazu oraz przynależności do dziedzin literatury, sztuki lub nauki. To podejście, choć skomplikowane, oferuje praktyczny sposób rozróżnienia między utworami zasługującymi na ochronę a prostymi wynikami algorytmicznymi.
Europa: pierwsze starcie z rzeczywistością
Sąd Miejski w Pradze w 2023 roku wydał pierwsze w Europie orzeczenie explicite odrzucające ochronę prawnoautorską dla czystych utworów AI. Sprawa dotyczyła obrazu wygenerowanego przez DALL-E na podstawie prostego prompta. Sąd stwierdził, że praca użytkownika polegająca jedynie na wpisaniu kilku słów nie stanowi „unikalnego rezultatu twórczej koncepcji osoby fizycznej” wymaganego przez europejskie prawo autorskie.
To orzeczenie, choć wydane przez sąd niższej instancji, sygnalizuje kierunek, w którym może pójść europejskie orzecznictwo. Trybunał Sprawiedliwości UE konsekwentnie w swoich orzeczeniach podkreśla wymóg „author’s own intellectual creation” – utworu będącego własną intelektualną twórczością autora, odzwierciedlającą jego osobowość poprzez wolne i kreatywne wybory.
Trzy kategorie jednego problemu
Współczesne dyskusje prawnicze skrupulatnie rozróżniają trzy kategorie utworów: dzieła stworzone przez człowieka, dzieła powstałe przy wsparciu AI (AI-assisted), oraz dzieła wygenerowane autonomicznie przez systemy sztucznej inteligencji. Ta kategoryzacja, choć intelektualnie satysfakcjonująca, opiera się na fundamentalnym błędzie logicznym: zakłada, że można w praktyce rozróżnić te trzy kategorie. Tymczasem rzeczywistość technologiczna brutalnie weryfikuje tę założenie.
Gdy stoimy przed obrazem – czy potrafimy określić, czy artysta użył Photoshopa z funkcjami AI, czy może jedynie pędzla i farby? Gdy czytamy artykuł – czy jesteśmy w stanie stwierdzić, czy autor skorzystał z ChatGPT do wygładzenia stylu, czy napisał go w całości samodzielnie? Gdy słuchamy muzyki – czy rozpoznamy, że kompozytor użył algorytmów generatywnych do stworzenia linii melodycznej? Odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi jednoznacznie: nie.
Niemożliwość praktycznej weryfikacji
Przyjrzyjmy się hipotetycznemu, lecz całkowicie realistycznemu scenariuszowi. Autor przedstawia do ochrony nowelę. Twierdzi, że napisał ją samodzielnie. W rzeczywistości wykorzystał GPT-4 do wygenerowania pierwotnej wersji tekstu, następnie samodzielnie przepisał ją ręcznie, zmieniając około 30% treści, dodając własne metafory i modyfikując strukturę narracyjną. Czy taki utwór zasługuje na ochronę prawnoautorską?
Według dominującej doktryny – to zależy. Jeśli wkład ludzki był „wystarczający”, to tak. Ale jak zmierzyć ten wkład? Czy 30% modyfikacji to za mało, czy wystarczająco? A co, jeśli 70% niezmienionego tekstu stanowi konstrukcję zdań, podczas gdy zmienione 30% to kluczowe wybory narracyjne i charakterystyka postaci? Kto ma to ocenić i na jakiej podstawie?
Co więcej – i to jest kluczowy punkt – nikt nie może zweryfikować prawdziwości twierdzeń autora. Nawet najbardziej zaawansowana analiza stylometryczna nie powie nam z pewnością, czy dany fragment tekstu powstał w umyśle człowieka, czy został wygenerowany przez algorytm i następnie lekko przerobiony. Systemy AI nie pozostawiają „odcisków palców” w swoich utworach. Język jest językiem, niezależnie od jego źródła.
Paradoks kreatywnego prompta
Niektóre jurysdykcje, próbują rozwiązać ten dylemat poprzez ocenę kreatywności prompta – instrukcji użytej do wygenerowania utworu przez AI. Jeśli prompt jest wystarczająco szczegółowy, kreatywny i odzwierciedla osobowość twórcy, rezultat może otrzymać ochronę prawnoautorską. To podejście wydaje się eleganckim kompromisem między uznaniem roli ludzkiego wkładu a dostosowaniem się do rzeczywistości technologicznej.
Jednak i to rozwiązanie napotyka nieprzezwyciężalną przeszkodę: prompt jest ulotny. Gdy widzimy gotowy obraz wygenerowany przez Midjourney, nie mamy dostępu do prompta, który go stworzył. Nie wiemy, czy użytkownik wpisał prosty komunikat „piękny krajobraz” czy wieloakapitową instrukcję precyzyjnie określającą kompozycję, oświetlenie, styl, nastrój i symbolikę dzieła.
Co więcej, sam twórca może łatwo zafałszować historię powstania dzieła. Może twierdzić, że użył złożonego, kreatywnego prompta, podczas gdy w rzeczywistości rezultat powstał przypadkowo z prostego zapytania. Może równie dobrze przedstawić retrospektywnie skonstruowany „oryginalny prompt”, który nigdy nie był użyty w praktyce. Systemy AI zazwyczaj nie przechowują pełnej historii iteracji, a nawet jeśli – użytkownik nie ma obowiązku jej ujawniać.
Próba uzależnienia ochrony od jakości prompta tworzy więc system, który można oszukać bez możliwości wykrycia, co jest prawną absurdalną konstrukcją. Prawo autorskie nie może opierać się na niesprawdzalnych deklaracjach i dobrej woli twórców.
Argumentum ad absurdum
Dochodzimy do punktu, w którym obecne podejście prawne prowadzi do wniosków absurdalnych. Wyobraźmy sobie fotografa, który używa aparatu z zaawansowanymi funkcjami AI: automatyczne ustawienie ostrości, optymalizacja ekspozycji, redukcja szumów, a nawet sugestie kompozycyjne w czasie rzeczywistym. Gdzie kończy się „używanie narzędzia” a zaczyna „generowanie przez AI”? Czy fotograf traci prawa autorskie, gdy aparat autonomicznie dokonuje zbyt wielu decyzji technicznych i estetycznych?
Albo rozważmy pisarza korzystającego z zaawansowanego edytora tekstu z funkcjami AI, który nie tylko poprawia gramatykę, ale także sugeruje lepsze sformułowania, alternatywne struktury zdań, a nawet rozwinięcia pewnych wątków narracyjnych. Jeśli przyjmie 80% tych sugestii – czy tekst nadal jest „jego” utworem?
Te pytania nie są hipotetyczne. Już dziś większość twórców używa narzędzi zawierających elementy sztucznej inteligencji, często nie zdając sobie z tego sprawy. Każdy smartfon przetwarza zdjęcia algorytmami uczenia maszynowego. Każdy nowoczesny procesor tekstu oferuje inteligentne podpowiedzi. Każdy program do edycji audio wykorzystuje AI do czyszczenia dźwięku. Próba rozdzielenia świata na „twórczość ludzką” i „twórczość AI” jest próbą zatrzymania pociągu, który już odjechał.
Jedyna logiczna droga: pełna ochrona
Stoimy przed wyborem nie między doskonałymi rozwiązaniami, ale między systemem niemożliwym do egzekwowania a systemem niedoskonałym, lecz praktycznym. Skoro nie możemy w praktyce rozróżnić utworów w pełni ludzkich, AI-assisted i w pełni wygenerowanych przez AI; skoro nie możemy zweryfikować prawdziwości deklaracji twórców co do procesu twórczego; skoro próby stworzenia kryteriów opartych na analizie promptów są z natury niesprawdzalne – pozostaje tylko jedno rozsądne rozwiązanie: przyznanie pełnej ochrony prawnoautorskiej wszystkim utworom spełniającym tradycyjne kryteria oryginalności i konkretnej formy wyrazu, niezależnie od roli AI w procesie twórczym.
To podejście ma kilka fundamentalnych zalet. Po pierwsze, jest zgodne z rzeczywistością technologiczną – nie wymaga odróżniania tego, co nieodróżnialne. Po drugie, jest uczciwe wobec twórców – nie karze ich za używanie nowoczesnych narzędzi ani nie premiuje za zatajanie prawdy. Po trzecie, jest możliwe do egzekwowania – nie opiera się na niemierzalnych kryteriach ani niesprawdzalnych deklaracjach.
Krytycy takiego podejścia obawiają się zalania rynku tanimi treściami AI. Ale ta obawa ignoruje podstawową rzeczywistość ekonomiczną: wartość utworu nie zależy od sposobu jego powstania, ale od jego jakości, oryginalności i użyteczności. Rynek zawsze będzie premiował lepsze treści, niezależnie od tego, czy powstały przy użyciu pędzla, Photoshopa czy Midjourney. Ochrona prawnoautorska nie nadaje utworowi wartości – tylko zabezpiecza możliwość czerpania korzyści z wartości, którą utwór już posiada.
Redefinicja pojęcia autorstwa
Pełna ochrona utworów powstałych z udziałem AI wymaga jednak redefinicji naszego rozumienia autorstwa. Tradycyjnie autor to osoba, która własnoręcznie tworzy dzieło. W nowej rzeczywistości autor to osoba, która inicjuje proces twórczy, podejmuje kluczowe decyzje estetyczne, dokonuje selekcji i kuracji rezultatów oraz bierze odpowiedzialność za finalną formę utworu.
Ta redefinicja nie jest tak radykalna, jak się wydaje. W końcu od lat przyznajemy prawa autorskie reżyserom filmowym, choć nie nagrywają osobiście każdej sceny; architektom, choć nie budują osobiście każdego budynku; kompozytorom muzyki orkiestrowej, choć nie grają osobiście na każdym instrumencie. Autorstwo zawsze było bardziej złożone niż prosty akt fizycznego tworzenia.
Kluczowa jest intencja, wizja i odpowiedzialność. Osoba, która świadomie wykorzystuje AI do realizacji swojej twórczej wizji, zasługuje na uznanie i ochronę prawną tak samo, jak osoba używająca tradycyjnych narzędzi. Różnica narzędzi nie może determinować różnicy w prawach.

Założyciel i partner zarządzający kancelarii prawnej Skarbiec, uznanej przez Dziennik Gazeta Prawna za jedną z najlepszych firm doradztwa podatkowego w Polsce (2023, 2024). Doradca prawny z 19-letnim doświadczeniem, obsługujący przedsiębiorców z listy Forbesa oraz innowacyjne start-upy. Jeden z najczęściej cytowanych ekspertów w dziedzinie prawa handlowego i podatkowego w polskich mediach, regularnie publikujący w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej i Dzienniku Gazecie Prawnej. Autor publikacji „AI Decoding Satoshi Nakamoto. Sztuczna inteligencja na tropie twórcy Bitcoina” oraz współautor nagrodzonej książki „Bezpieczeństwo współczesnej firmy”. Profil na LinkedIn: 18.5 tys. obserwujących, 4 miliony wyświetleń rocznie. Nagrody: czterokrotny laureat Medalu Europejskiego, Złotej Statuetki Polskiego Lidera Biznesu, tytułu „Międzynarodowej Kancelarii Prawniczej Roku w Polsce w zakresie planowania podatkowego”. Specjalizuje się w strategicznym doradztwie prawnym, planowaniu podatkowym i zarządzaniu kryzysowym dla biznesu.